wtorek, 26 lutego 2013

Z Mechanicznej Księżniczki

Charlotte pokręciła głową.
- Tu potrzeba miłosierdzia i litości. Jessamine nie jest już taka, jaka była - każde z was by to wiedziało, gdyby odwiedziło ją w Cichym Mieście.
- Nie zamierzam odwiedzać żadnych zdrajców - odparł Will.




I z filmu "Miasto Kości"




Co Wy na to?

http://www.mtv.com/videos/movies/883269/meet-magnus-bane-on-the-set-of-mortal-instruments.jhtml?xrs=playershare_twitter

czwartek, 14 lutego 2013

Walentynkowo. Pierwszy Pocałunek Aleca i Magnusa

Stojąc na klatce schodowej w domu Magnusa, Alec patrzył na imię napisane pod dzwonkiem do drzwi. BANE. Nazwisko nie pasowało do Magnusa, pomyślał, nie teraz, gdy go znał. Jeśli możesz naprawdę uznać, że znasz kogoś, kiedy chcesz, żeby uczestniczył raz w akcji, a potem on uratuje twoje życie, należy mu podziękować. A nazwa 'Magnus Bane' sprawia, że myślisz o nim jak o rodzaju potężnej postaci z ogromnymi ramionami, formalnymi purpurowymi szatami czarowników i wywoływaniu ognia oraz błyskawic. Nie jak o Magnusie jak o nim samym, który był bardziej skrzyżowaniem pantery i oszalałego elfa. Alec wziął głęboki wdech. Cóż, zaszedł tak daleko, mógłby równie dobrze pójść na całość. Gołe żarówki wiszące nad jego głową kładły cienie, gdy podszedł do przodu i nacisnął dzwonek.
Chwilę później głos odbił się echem po klatce schodowej.
- KTO WZYWA WYSOKIEGO CZAROWNIKA BROOKLYNU!?
- E... to ja. To znaczy Alec. Alec Lightwood.
Zapadła krótka cisza, jakby sam korytarz się zdziwił. Następnie szczęk i drugie drzwi stanęły otworem, wpuszczając go do środka. Kierował się po rozklekotanych schodach w ciemność, która pachniała pizzą i kurzem. Drugie piętro było jasne, a drzwi na jego końcu otwarte. Magnus Bane stał pochylony w przedpokoju.
Alec po raz pierwszy widział go wyglądającego w miarę normalnie: jego czarne włosy dalej były kolcami, ale wyglądał na zaspanego. Jego twarz, nawet z kocimi oczami sprawiała wrażenie bardzo młodej. Miał na sobie czarną koszulkę z napisem 'Milion Dolarów', zrobionym na piersi cekinami i dżinsy opuszczone nisko na biodrach. Na tyle nisko, że Alec wbił wzrok w swoje nudne buty.
- Alexander Lightwood - powiedział Magnus. Miał tylko śladowe ilości obcego akcentu. Alec nie potrafił wyłapać rytmu samogłosek. - Czemu zawdzięczam tą przyjemność?
Alec wyjrzał mu przez ramię.
- Masz towarzystwo?
Magnus skrzyżował ręce, co podkreśliło jego bicepsy i oparł się framugę.
- Miałem nadzieję, że moglibyśmy porozmawiać.
- Hmm - Magnus zmierzył go wzrokiem z góry na dół. Jego oczy naprawę świeciły w ciemności jak u kota. - No, dobrze.
  Następnie odwrócił się nagle i zniknął w mieszkaniu. Po chwili, nieco spłoszony, Alec ruszył za nim.
  Loft wyglądał inaczej bez stu ciał w nim upchniętych. To był - no, dobra, może nie zwyczajny, ale rodzaj przestrzeni, w jakim da się żyć. Podobnie jak większość loftów miał duży, centralny pokój, podzielony na pokoiki przez grupki mebli. Był to kwadrat kolekcji sof i stołów.
 Skręcił w prawo, w kierunku wskazanym przez Magnusa. Alec usiadł na złotej, aksamitnej kanapie z eleganckimi drewnianymi zdobieniami na poręczach.
- Chcesz herbaty? - spytał Magnus. Nie siedział na krześle, lecz leżał na tureckiej pufie, wyciągając swoje długie nogi przed siebie.
  Alec skinął głową. Czuł się niezdolny do mówienia czegokolwiek.Czegoś inteligentnego czy ciekawego. To zwykle Jace mówił ciekawe lub inteligentne rzeczy. Był parabatai Jace'a i to była cała jego chwała, czy jej potrzebował, czy jej chciał: był jak ciemna gwiazda jakiejś supernowy. Ale to była droga, przez którą Jace nie mógł z nim przejść, w której Jace nie może mu pomóc.
  - Jasne.
  W prawej ręce poczuł nagle gorąco. Spojrzał w dół i zrozumiał, że trzyma w ręku kubek z Joe-The Art of Coffee. Pachniało jak chai. Podskoczył i ledwo uniknął rozlania napoju na siebie.
- Na Anioła!
- Uwielbiam te wyrażenie - powiedział Magnus. - Jest takie osobliwe.
Alec spojrzał na niego.
- Ukradłeś tę herbatę?
Magnus zignorował pytanie.
- Więc, dlaczego tu jesteś?
Alec wziął łyk skradzionej herbaty.
- Chciałem ci podziękować - powiedział, gdy zaczerpnął powietrza. - Za uratowanie mi życia.
Magnus odchylił się na rękach. Jego koszulka podsunęła się w górę, pokazując płaski brzuch, i Alec znów nie wiedział, gdzie patrzeć.
- Chciałeś mi podziękować.
- Uratowałeś mi życie - powtórzył Alec. - Albo majaczyłem, a nie sądzę, więc chciałem ci podziękować. Wiem, że nie musiałeś tego robić. Więc.. dziękuję.
Brwi Magnusa zniknęły pod grzywką.
- Nie ma... sprawy?
Alec postawił herbatę.
- Powinienem już iść.
Magnus rozsiadł się.
- Przyszedłeś tak późno aż na Brooklyn, żeby tylko mi podziękować? - uśmiechnął się. - To byłby zmarnowany wysiłek.
Wyciągnął rękę i położył dłoń na policzku Aleca, jego kciuk przylegał do kości policzkowej. Jego dotyk niemal parzył, wstrząsał iskrami ciepła. Alec siedział jak wmurowany, zupełnie zaskoczony. Niespodziewany gest wywołał niespodziewany wpływ. Oczy Magnusa zwęziły się, a ręka opadła.
- Huh - powiedział sam do siebie.
- Co? - Alec wystraszył się, że zrobił coś niewłaściwego. - Co jest?
- Jesteś po prostu... - jakiś cień za Magnusem poruszył się z płynną zwinnością. Czarodziej podniósł go. Był to mały, szaro-biały pręgowany kot. Zwinął się w zgięciu ramienia i spojrzał na Aleca z podejrzliwością. Te dwie pary złoto-zielonych oczu łypało na niego pomuro. - Nie spodziewałem się tego.
- Po Nocnym Łowcy?
- Po Lightwoodzie.
- Nie wiedziałem, że znałeś moją rodzinę.
- Znam twoją rodzinę od setek lat - oczy Magnusa przyglądały się jego twarzy. - Twoja siostra jest typową Lightwood, a ty...
- Powiedziała, że mnie lubisz.
- Co?
- Izzy. Moja siostra. Powiedziała, że mnie lubisz. Ucieszyłem się, że mnie lubisz.
- Ucieszyłeś się, że cię lubię? - Magnus ukrył uśmiech w kocim futrze. - Przepraszam. Mamy po dwanaście lat? Nie przypominam sobie, żebym mówił coś Isabelle...
- Jace powiedział to samo. - Alec sprawiał wrażenie tępego, bo udawanie kogoś takiego przychodziło mu z łatwością. - To, że mnie lubisz. Kiedy tu zadzwonił, a ty pomyślałeś, że to ja, byłeś rozczarowany, że to był jednak on. To się nigdy nie zdarza.
- Prawda? cóż, powinno.
Alec był zaskoczony.
- Nie. To znaczy, Jace to... Jace.
- To problemy - powiedział. - Ale ty jesteś całkowicie bez podstępu. Każde z Lightwoodów to zagadka. Zawsze któreś spiskuje, jak niski czynsz Borgins. ale tego nie widać w twojej twarzy. Widzę każde uczucie, które jest czyste, proste i bezpośrednie.
Alec pochylił się.
- Chcesz ze mną gdzieś wyjść?
Magnus zamrugał.
- Widzisz, właśnie o tym mówiłem. Proste.
Alec zacisnął usta i milczał.
- Dlaczego chcesz ze mną wyjść? - Zapytał Magnus. Podrapał głowę Prezesa Miau. Jego palce zaginały kocie ucho. - Nie, żebym nie był bardzo pożądany, ale sposób, w jaki pytasz sugeruje, że będziemy robić coś niestosownego.


- Po prostu chcę. – powiedział Alec. – A myślałem, że mnie lubisz, więc jeśli powiesz tak, to chcę spróbować – ukrył twarz w dłoniach. – Być może to był błąd.
Głos Magnusa stał się delikatny.
- Czy ktoś wie, że jesteś gejem?
Głowa Aleca poderwała się w górę, oddychał ciężko, jakby właśnie przebiegł maraton. Ale co mógł zrobić? Przeczyć temu, kiedy czuje dokładnie odwrotnie?
- Clary – powiedział ochryple. – Przez przypadek. I Izzy, ale nic nie powiedziała.
- Twoi rodzice nie? I Jace?
Alec pomyślał o Jace’ie i natychmiast odepchnął daleko tę myśl.
- Nie. I nie chcę, żeby wiedzieli. Ani oni, ani Jace.
- Myślę, że możesz mu powiedzieć – Magnus podrapał prezesa Miau pod brodą. – Gdybyś umarł, on rozpadłby się na kawałki jak puzzle. Obchodzisz go.
- Wolałbym nie – powiedział, wciąż oddychając szybko. Przetarł dłońmi kolana. – Nigdy nie byłem na randce. Nigdy się nie całowałem. Nigdy. Izzy powiedziała, że mnie lubisz, więc...
- Nie jestem nieczuły. Ale czy ty mnie lubisz? Bo wiesz, ta cała sprawa z homoseksualistami, to nie znaczy, że możesz się rzucić na każdego faceta, bo nie jest dziewczyną. Wciąż są ludzie, których chcesz, i ludzie, których nie chcesz.
Alec pomyślał o Instytucie, gdy był w delirium bólu i trucizny, kiedy przybył Magnus. Ledwo go rozpoznał. Był pewny, że zacznie krzyczeć, tak jak rodzice, jak Izzy, jak Jace, ale on tylko szeptał. Pamiętał palce Magnusa na sobie, delikatne. Pamiętał swój uścisk na jego ramieniu; ściskał je godzinami, nawet gdy ból minął, i wiedział, że wszystko będzie dobrze. Przypomniał sobie Magnusa, kiedy słońce wschodziło i promienie oświetliły jego oczy. Był piękny z tymi kocimi oczami, gracją i łaską.
- Tak – powiedział Alec. – Lubię cię.
Napotkał spojrzenie Magnusa. Czarownik patrzył na niego z domieszką ciekawości, sympatii i zdziwienia.
- To bardzo dziwne – powiedział. – Genetyka. Twoje oczy, ten sam kolor... – zatrzymał się i pokręcił głową.
- Wiesz, że Lightwoodowie nie mają niebieskich oczu?
- Zielonookie potwory – powiedział Magnus i się uśmiechnął. Położył Prezesa Miau na ziemi, a ten podszedł do Aleca i otarł się o jego nogę. – Prezes cię lubi.
- To dobrze?
- Nigdy nie umawiam się z kimś, kogo nie lubi mój kot – powiedział lekko. – Powiedzmy, piątek wieczorem?
Fala ulgi przeszła przez Aleca.
- Naprawdę? Chcesz ze mną wyjść?
Magnus pokręcił głową.
- Musisz przestać zgrywać trudnego do zdobycia, Alexandrze. To utrudnia wiele rzeczy – uśmiechnął się jak Jace. Nie to, że był do niego podobny, ale uśmiech był taki sam: jakby rozjaśniała się cała jego twarz. – Chodź, odprowadzę cię.
Alec dryfował za Magnusem do drzwi, czując się tak, jakby zdjęto mu ogromy ciężar, choć nie wiedział, że taki niósł. Oczywiście będzie musiał wymyślić jakiś pretekst, gdzie idzie w piątek wieczorem. Coś, co chce zrobić bez Jace’a, sam. Albo może udawać chorego i się wymknąć. Był tak zatopiony w myślach, że niemal wpadł na drzwi, które otworzył dla niego Magnus. Opierał się, przyglądając mu się zmrużonymi w półksiężyce oczami.
- Co jest? – spytał Alec.
- Nigdy się z nikim nie całowałeś? – spytał Magnus. – W ogóle?
- Nie – powiedział, mając nadzieję, że to go nie zdyskwalifikuje z piątkowej randki. – Nie tak naprawdę.
- Chodź tutaj – Magnus pociągnął go za łokcie, obejmując. Alec przez chwilę był zdezorientowany, będąc tak blisko osoby, przy której od dłuższego czasu chciał być. Magnus był wysoki i szczupły, ale nie chudy. Jego ciało było twarde, miał lekko umięśnione ramiona. Był silny, o cal wyższy od Aleca, co się rzadko zdarzało, i pasowali do siebie. Palec Magnusa był pod jego brodą, przyciągając go do siebie, a potem był już pocałunek.
Alec słyszał cichy pomruk wydobywający się z jego gardła, a potem ich usta się złączyły wraz z całą dokładnością. „Magnus” – pomyślał oszołomiony Alec – „dokładnie wie, co robi”. Jego usta były miękkie, i poznawały usta Aleca fachowo, poznając ich kształt. Symfonia ust; język, zęby...  każdy pobudzony nerw uświadamiał Alecowi, czego właśnie doświadczał.
   Znalazł talię Magnusa palcami, dotykając skraj nagiej skóry, i nie patrząc przed siebie, wsunął dłonie pod jego koszulę. Magnus szarpnął się z zaskoczeniem, ale po chwili się uspokoił i przesunął dłońmi po ramionach i brzuchu Aleca, znajdując szlufki spodni i przyciągając go bliżej. Jego usta opuściły Aleca, ale po chwili poczuł gorący oddech na szyi, na skórze tak wrażliwej, która sprawiała wrażenie bezpośrednio połączonej z nerwami i kościami nóg, panując nad nimi. Tuż przed zsunięciem się na podłogę Magnus go puścił. Jego oczy i usta lśniły.
    - Teraz już się całowałeś – powiedział i sięgnął za siebie, otwierając drzwi. – Do zobaczenia w piątek?
     Alec chrząknął. Dalej kręciło mu się w głowie, ale czuł się żywy – krew pędziła w jego żyłach jak na najwyższych obrotach, wszystko było niemal w zbyt jasnych kolorach. Gdy przeszli przez drzwi zerknął na Magnusa, który mu się przyglądał. Wysunął się, złapał przód koszulki Magnusa i przyciągnął go do siebie. Magnus wyszedł ku niemu, i Alec pocałował go szybko i niechlujnie, ale dając z siebie wszystko. Trzymał Magnusa przed sobą, jego własna ręka między nimi. Czuł mocno bijące serce w jego klatce piersiowej.
     Przerwał pocałunek i się cofnął.
     - Piątek – powiedział i Magnus go puścił. Cofnął się do korytarza. Magnus patrzył za nim. Skrzyżował ręce na koszuli – pogniecionej w miejscu, gdzie chwycił go Alec. Pokręcił głową i się uśmiechnął.
     - Lightwoodowie – mruknął. – Zawsze muszą mieć ostatnie słowo.
     Zamknął drzwi, a Alec zbiegł po schodach, biorąc po dwa, trzy naraz, a jego krew wciąż szumiała w uszach jak najlepsza muzyka.

 http://www.youtube.com/watch?v=uQpMo-Rluv0

sobota, 9 lutego 2013

Cytat z "Mechanicznej Księżniczki"


Will ruszył w stronę drzwi, żeby dołączyć do Charlotte. W połowie drogi odwrócił się i podszedł do Tessy.
-Proszę - powiedział - gdy ja będę z nim, mogłabyś coś dla mnie zrobić?
Tessa spojrzała na niego i przełknęła ślinę. Był zbyt blisko, zbyt blisko: wszystkie te linie, kształty, kąty, które składały się na Willa wypełniły jej pole widzenia tak, jak dźwięk jego głosu wypełnił jej uszy.
-Tak, oczywiście - odparła. -O co chodzi?

środa, 6 lutego 2013

Cytaty z "Mechanicznej Księżniczki"

-Will!
Odwrócił się słysząc znajomy głos i ujrzał Tessę. Szła na skróty, wąską ścieżką przez wzgórze pokryte nieznanymi, białymi kwiatami. Jej długie, brązowe włosy powiewały na wietrze - zdjęła swój słomkowy kapelusz i teraz trzymała go w jednej ręce machając nim do niego i uśmiechając się, jakby cieszyła się na jego widok.
Serce podskoczyło mu na jej widok.
-Tess- zawołał. Lecz była jeszcze tak oddalona - wydawała się zarówno bardzo blisko i bardzo daleko jednocześnie. Był w stanie dojrzeć każdy szczegół jej pięknej, zadartej w górę twarzy, ale nie mógł jej dotknąć, więc stał, czekając i pragnąc jej, a jego serce uderzało w jego piersi niczym skrzydła mew.
Nareszcie znalazła się na tyle blisko, by mógł dostrzec, gdzie trawa i kwiaty zgięły się pod podeszwą jej butów. Sięgnął ku niej.


***


- Na Anioła, Bridget jest przygnębiająca - powiedział Henry, kładąc gazetę niemal na talerz, przez co jej róg pobrudził się żółtkiem. Charlotte otworzyła buzię, jakby chciała zaprotestować, ale po chwili ją zamknęła. - Wszystko o złamanym sercu, śmierci i nieodwzajemnionej miłości.
- Cóż, większość piosenek jest o tym - stwierdził Will. - Odwzajemniona miłość jest piękna, ale nie robi się z tego ballad

.

wtorek, 5 lutego 2013

Cytaty z "Mechanicznej Księżniczki"


- Nie jestem na każde zawołanie - powiedział Magnus. - Pomogłem z De Quinceyem, bo poprosiła mnie o to Camille. Raz pomogłem Willowi, bo zaproponował przysługę w zamian. Jestem czarownikiem. Nie służę Nocnym Łowcom za darmo.


***


Oczy Willa spotkały się z oczami Tessy, kiedy podeszła bliżej, prawie potykając się o rozerwany rąbek sukni. Przez chwilę rozumieli się całkowicie. Jedynie myśląc o Jemie wciąż jeszcze mogli patrzeć sobie w oczy. Gdy w grę wchodził Jem obydwoje byli zacięci i nieustępliwi. Tessa zobaczyła dłoń Willa zaciśniętą na rękawie Jema.
- Jest tutaj- powiedział.
Oczy Jema otworzyły się powoli. Tessa starała się zwalczyć wyraz zaskoczenia z twarzy. Źrenice miał powiększone, a tęczówka tworzyła jedynie cienki srebrny pierścień okalający czerń.
-Ni shou shang le ma, quin ai de? wyszeptał. (Czy jesteś ranna, moja droga)

poniedziałek, 4 lutego 2013

ZUPEŁNIE NIE NA TEMAT

Natrafiłam na fragment "Złotej Lilii" Richelle Mead - autorki "Akademii Wampirów". Nie wiem, czy ktoś z Was, odwiedzających mojego bloga, zapoznał się z twórczością tej pani - jeśli nie, to polecam. Jeśli się zabierzecie za "Akademię Wampirów" (tak by było w kolejności), to nie zraźcie się tą częścią. Bardzo dużo osób uważa ją za nudną. Jednak polecam, to druga pod względem książek fantasy, seria, którą uwielbiam (Pomijając wszystkie C.C).

Jako że natrafiłam na fragment, nie mogłam sobie popuścić i przetłumaczyłam. Może będzie zachętą - a może nie? :)

- Wow - powiedział Adrian. Usiadł na łóżku i przetestował jego sprężystość, dając zielone światełko zadowolenia. - To jest niesamowite. Co ty o tym myślisz, Jaskier
- Brak słów - powiedziałam szczerze
Poklepał miejsce obok siebie.
- Chcesz je wypróbować?

niedziela, 3 lutego 2013

Cytaty z "Mechanicznej Księżniczki"

- Jeśli Jem umrze, nie będę mógł być z Tessą – powiedział Will – bo to byłoby tak, jakbym wyczekiwał jego śmierci lub czerpał z niej radość, skoro dzięki temu będę mógł mieć Tessę. Nie będę takim człowiekiem. Nie będę czerpał korzyści z jego śmierci. Więc musi żyć. – opuścił ramiona, rękaw miał zakrwawiony. – Tylko tak to wszystko może mieć jakieś znaczenie. W przeciwnym razie to tylko…
- Bezsensowne, niepotrzebne cierpienie? Nie sądzę by pomogło ci, jeśli powiem, że takie jest życie. Dobrzy ludzie cierpią, źli odnoszą sukcesy, a wszystko, co śmiertelne, przemija. – odparł Magnus.
- Chcę czegoś więcej - Sprawiłeś, że chcę czegoś więcej. Pokazałeś mi,że byłem przeklęty jedynie przez to, że wierzyłem, iż tak jest. Powiedziałeś, że była taka możliwość. A teraz chcesz odwrócić się od tego, co sam stworzyłeś.


***



- Tak jak Will wcześniej powiedział - dodała Tessa - że bohaterowie zmierzają do złego końca, a on tak czy siak nie mógł sobie wyobrazić, że ktoś chciałby być jedynym.
- Ach - Jem uścisnął krótko jej dłoń, a później pozwolił znów chodzić w tę i we wtę. - Cóż, Will patrzył na to z punktu widzenia bohatera, czyż nie? Ale co do reszty nas, odpowiedź jest łatwa.
- Jest?
- Oczywiście - teraz niemal szeptał. - Bohaterowie wszystko wytrzymują, bo ich potrzebujemy. Nie dla ich własnego dobra. Jeśli Wil...


sobota, 2 lutego 2013

Kroniki Bane'a

Czy kiedykolwiek zastanawialiście się nad enigmatycznym, tajemniczym czarownikiem Magnusem Bane? Jedyną postacią, która pojawia się w każdej książce o Nocnych Łowcach. Przeszłość Magnusa jest o wiele bardziej owiana tajemnicą niż jego teraźniejszość. Współpracowałam z uznanymi pisarzami YA 0 Maureen Johnson i Sarah Rees Brennan, by stworzyć "Kroniki Bane'a", opierającą fabułę na powiązanych historiach oczami Magnusa.

Spójrzcie na krótkie historie jak 'Wampiry, Bułeczki i Edmund Herondale'; 'Wzejście i upadek Hotelu Dumort'; 'Ratunek Raphaela Santiago' i 'Co kupić Nocnemu Łowcy, który ma wszystko (I z którym w każdym razie oficjalnie się nie umawiasz)'. Reszta opowieści będzie dostępna co miesiąc w formie e-booku, zaczynając od 16 kwietnia, łącznie z opowieścią o "Co się właściwie stało w Peru". Inne historie będą udostępniane online przez kolejne miesiące - wtedy ci z was, którzy nie czytają e-booków, mogą zebrać całą kolekcję kontynuacji wszędzie, gdzie książki będą dostępne w sprzedaży.


Cytaty z "Mechanicznej Księżniczki"

- Wo wei ni xie de - powiedział i uniósł skrzypce do lewego ramienia, wsuwając je pod podbródek. Powiedział jej, że wiele skrzypków używa podpórek, ale on nie: na boku szyi miał lekki ślad, jakby trwały siniak w miejscu, o które opierały skrzypce.
-Ty... zrobiłeś coś dla mnie?- zapytała Tessa.
-Napisałem coś dla ciebie - poprawił ją z uśmiechem i zaczął grać.


***


Londyn, 1873
-Will?- Charlotte Fairchild uchyliła drzwi do sali treningowej Instytutu. -Will, jesteś tu?
Stłumione chrząknięcie było jedyną odpowiedzią.
Drzwi otworzyły się całkowicie, ukazując szerokie pomieszczenie z wysokim stropem.

piątek, 1 lutego 2013

Cytat z "Mechanicznej Księżniczki"

Tessa pochyliła się i ujęła jego dłoń, ściskając ją w swoich. Ten dotyk był niczym biały ogień płonący w jego żyłach: nie czuł jej skóry, jedynie materiał rękawiczek, lecz to nie miało znaczenia. Jak rozpaliłaś mnie, z kupki popiołu, którą byłem, wznieciłaś ogień?. Zastanawiał się kiedyś, dlaczego miłość zawsze określana była jako płonięcie: teraz pożoga w jego własnych żyłach stanowiła odpowiedź.
-Jesteś dobry, Will- powiedziała. -Nie ma nikogo, kto byłby w stanie lepiej ode mnie stwierdzić z całkowitą pewnością, jak dobry jesteś naprawdę

Kawałek z "Mechanicznej Księżniczki"

Tessa nie mogła się powstrzymać i zachichotała.
- To koronki - szepnęła. - Z tyłu.
Oplótł ją dłońmi, aż jego palce znalazły się na tasiemkach gorsetu. Tessa zadrżała, ale nie z zimna, tylko z intymności tego gestu.