czwartek, 24 stycznia 2013

Jak Jonathan stał się Sebastianem?



To był mały bar znajdujący się przy wąskiej, spadzistej uliczce w murowanym mieście pełnym cieni. Jonathan Morgenstern siedział tam mniej więcej kwadrans, kończąc drinka. Potem wstał i udał się w stronę rozklekotanych schodów prowadzących do klubu. Dźwięk muzyki jakby próbował pokazywać drogę przez stopnie. Kiedy szedł w dół czuł jak wibruje drewno pod jego stopami.
Miejsce to było wypełnione wijącymi się ciałami i masą dymu. Takie miejsca szczególnie lubiły demony, ale Nocni Łowcy też w nich gustowali. Było to też idealne miejsce dla kogoś, kto polował na Nocnego Łowcę.
Kolorowy dym snuł się w powietrzu, trochę pachnąc kwasem. Długie lustra zdobiły wszystkie ściany klubu w taki sposób, że Jonathan mógł zobaczyć siebie przemierzającego pokój. Szczupła postać w czerni z włosami ojca, białymi jak śnieg. Było tak wilgotno, ciepło i duszno, że jego podkoszulek przykleił się do pleców. Srebrny pierścień na jego prawej ręce zaświecił, gdy rozglądał się po pokoju w poszukiwaniu swojej ofiary.
Był tu teraz. W barze, jakby starał się zmieszać z Przyziemnymi.
Chłopak. Chyba siedemnastoletni.
Nocny Łowca.
Sebastian Verlac.
Jonathan zazwyczaj tylko trochę interesował się osobami w jego wieku- jeśli coś było ciemniejsze od dorosłych, byli to chyba tylko nastolatkowie- ale Sebastian Verlac był inny. Jonathan wybrał go szczególnie ostrożnie, tak jak wybiera się drogi i wykonany na miarę garnitur. Jonathan krążył wokół niego, spędzając czas na pobieraniu z niego miar. Oczywiście, widział jego zdjęcia, ale ludzie zawsze w rzeczywistości wyglądają inaczej niż na fotografiach. Sebastian był wysoki, tego samego wzrostu co Jonathan i miał tą samą szczupłą posturę. Jego ubrania wyglądałyby perfekcyjnie także na Jonathanie. Jego włosy były czarne- Jonathan musiałby je ufarbować, co było irytujące, ale nie niemożliwe. Jego oczy były także czarne i jego cechy, chociaż nieregularne, razem były przyjemne: miał przyjazne usposobienie co było atrakcyjne. Wyglądał na osobę, której można zaufać, na osobę wywołującą uśmiech na twarzy.
 Wyglądał jak kretyn.
Jonathan podszedł do baru i oparł się. Obrócił głowę, pozwalając chłopakowi się zobaczyć.
- Bonjour
-Cześć-  odpowiedział Sebastian po angielsku, w języku używanym w Idrisie, chociaż jego akcent był lekko francuski. Oczy były wąskie. Wyglądał na bardzo zaskoczonego, że chłopak go widzi. Zastanawiał się kim on może być: członek Nocnych Łowców czy czarownikiem ze znakiem, którego nie pokazuje?
Coś złego nadchodzi -pomyślał Jonathan - a ty nawet o tym nie wiesz.
- Pokażę ci mój Znak, jeśli pokażesz mi swój-  zasugerował i uśmiechnął się. Widział siebie, uśmiechającego się w brudnym lustrze nad barem. Wiedział, że sposób, w jaki się uśmiechnął, uczynił go zniewalającym. Jego ojciec ćwiczył go latami, aby Jonathan uśmiechał się jak człowiek.
Ręka Sebastiana zacisnęła się na krawędzi blatu.
-Ja nie...
Jonathan uśmiechnął się szerzej i obrócił prawą dłoń, pokazując runę Wzroku. Sebastian odetchnął z ulgą i rozpromieniał z radości spowodowanej poznaniu innego Nocnego Łowcy.
-Też jesteś w drodze do Idrisu?- zapytał Jonathan, trzymając się profesjonalnego tonu, którego używał do kontaktu z członkami Clave. Kolejny oddany Nocny Łowca broniący niewinnych. Miał ich dosyć.
- Jestem. - odpowiedział Sebastian. - Reprezentuję Instytut w Paryżu. A tak przy okazji, Sebastian Verlac.
- Ach, Verlac. Dobry, stary ród.- Jonathan przyjął dłoń i potrząsnął nią. - Andrew Blackthorn- powiedział. -Instytut Los Angeles, ale studiowałem w Rzymie. Pomyślałem, że wolę wrócić drogą lądową do Alicante. Ze względu na zabytki.
Jonathan przeszukał informacje o Blackthornach, duża rodzina. Wiedział, że Verlackowie nie byli z nimi od 10 lat w tym samym mieście. Był pewny, że nie będzie miał problemu z odpowiedzeniem na pytanie o imię, nigdy nie miał. Nigdy nie czuł się przywiązany do swojego prawdziwego imienia, może dlatego, że zawsze wiedział, że nie było to tylko jego imię.
Inny Jonathan dorastał w domu, znajdującym się niedaleko, odwiedzany przez jego ojca. Mały aniołek tatusia.
- Dawno nie widziałem innego Nocnego Łowcy.- ciągnął Sebastian. Jonathan nie zwracał na niego specjalnej uwagi. - Zabawne, że przybyłem akurat tutaj. Mój szczęśliwy dzień.
-Musiał być- mruknął Jonathan. - Chociaż to nie do końca przypadek. Domyślam się, że słyszałeś o demonie Eluthied, który się tutaj ostatnio czai?
Sebastian uśmiechnął się i wziął ostatni łyk ze szklanki odstawiając ją na bar. - Po tym jak go zabijemy, powinniśmy wypić uroczystego drinka.
Jonathan skinął i usiłował wyglądać jak ktoś bardzo skoncentrowany na przeszukiwaniu pomieszczenia w celu znalezienia demonów. Stali ramię w ramię, jak wojownicy. To było proste a zarazem nudne, wszystko co Jonathan musiał robić opierało się na przedstawieniu, Sebastian Verlac zachowywał się jak owieczka przesuwając swoje gardło w kierunku noża. Kto tak ufa ludziom? Kto chce zdobyć przyjaźń tak łatwo?
Nigdy nie grał czysto z innymi. Oczywiście, nigdy nie dostał takiej szansy, jego ojciec trzymał jego i drugiego Jonathana oddzielnie. Dziecko z demoniczną krwią i dziecko z anielską krwią: wychowywał obu chłopców jak swoich i patrzył który z nich czyni go dumnym.
Drugi chłopiec oblał test, gdy był młodszy i został odesłany. Jonathan tyle wiedział. Jonathan zdał każdy test, jakikolwiek dostał. Może on zdawał je nieco za dobrze, zbyt bezbłędnie, niewzruszony przez izolację od świata i zwierzęta, bat lub polowanie. Jonathan dostrzegł cień w oczach ojca . Cień żalu i wątpliwości.
Pomyślał: czego on żałuje? Czemu ma wątpliwości? Czy Jonathan nie był idealnym wojownikiem? Czy nie był tym wszystkim, co stworzył jego ojciec?
Ludzie byli intrygujący.
Jonathan nigdy nie lubił myśli o innym Jonathanie, o ojcu miejącego innego syna, kogoś, kto wywołującego uśmiech bez cienia w oczach.
Jonathan przewrócił kiedyś jeden z manekinów treningowych, spędzając miły dzień dusząc, patrosząc i tnąc go od szyi do pępka. Kiedy ojciec spytał go dlaczego odciął część jego nóg, Jonathan powiedział, że chciał zobaczyć jak to jest zabić chłopca, który był dokładnie jego rozmiaru.
- Zapomniałbym, wybacz... - powiedział Sebastian, który okazał się być irytująco rozmowny. -Jak duża jest twoja rodzina?
- Och, jesteśmy sporą rodziną-  odpowiedział Jonathan. -Razem jest nas ośmioro. Mam czterech braci i trzy siostry.
Blackthornów naprawdę było ośmioro: poszukiwania Jonathana były naprawdę dokładne. Nie mógł sobie wyobrazić jak to jest- tak dużo ludzi, taki bałagan. Jonathan miał też siostrę, ale nigdy się nie spotkali.
Ojciec opowiedział mu o matce, która uciekła, gdy Jonathan był jeszcze niemowlakiem. Była w ciąży jeszcze raz, niewytłumaczalnie płaczliwa i nieszczęśliwa, ponieważ była przeciwko "ulepszaniu dzieci". Ponieważ uciekła za późno, ojciec już wiedział, że Clarissa będzie miała anielską moc.
Kilka tygodni temu ojciec spotkał Clarissę po raz pierwszy, a przy drugim spotkaniu udowodniła, że wie jak korzystać ze swojej mocy. Wysłała okręt ojca na dno oceanu.
Pewnego razu on i ojciec zebrali się i zmienili Nocnych Łowców, dumnych z siebie i ich rodzinnego miasta, ojciec powiedział matce, że drugi Jonathan i Clarissa będą żyć razem z nim.
Jonathan gardził matką, za to, że odeszła. I jego jedynym interesem z drugim Jonathanem była chęć udowodnienia, jaką lepszą osobą jest. Prawdziwy syn ojca z krwi i z siłą demona.
Ale on był zainteresowany Clarissą.
Clarissa nigdy nie wybrała opuszczenia go. Została zabrana i zmuszona do dorastania w świecie przyziemnych, pełnego tych obrzydliwych rzeczy. Musiała wiedzieć, że została stworzona z innego materiału niż wszyscy dookoła niej, przeznaczona do zupełnie innych rzeczy z siłą i trzeszczącą obcością pod jej skórą.
Musiała czuć, że na świecie nie ma innej takiej osoby jak ona.
Miała anioła w sobie, tak jak inny Jonathan, nie miała piekielnej krwi, która biegła przez jego żyły. Był prawdziwym synem swojego ojca, hartowany ogniem piekła. Clarissa też była prawdziwą córką swojego ojca, ale kto wiedział jakie dziwne połączenie wyniknęło z krwi jej ojca i anielskiej mocy. Może nie być bardzo odmienna od niego.
Myśli ekscytowały go tak bardzo, jak nigdy przedtem. Clarissa była jego siostrą, nie należała do nikogo innego. Ona była jego. Wiedział o tym, ponieważ chociaż nie śnił często- to była ludzka rzecz- po tym jak ojciec opowiedział mu o zatopieniu statku przez siostrę, śnił o niej.
Jonathan śnił o dziewczynie stojącej w morzu z włosami jak szkarłat owinięty wokół jej ramion, powiewających w nieposkromionym wietrze. Wszystko było burzliwą ciemnością, a we wściekłym morzu pływały szczątku wraku, który kiedyś był łodzią a także ciała skierowane twarzą w stronę morza. Clarissa patrzyła na nie z chłodem w zielonych oczach. Bez strachu.
Clarissa zrobiła to- siała zniszczenie, takie jak on. We śnie, był z niej dumny. Jego mała siostrzyczka.
We śnie, śmiali się razem z tej całej pięknej ruiny znajdującej się wokół nich. Stali zawieszani w morzu, nie mogło ich zranić, niszczenie było ich żywiołem. Clarissa zamoczyła śnieżnobiałe ręce w wodzie. Kiedy je wyjęła, były ciemne, a on zdał sobie sprawę, że morze było pełne krwi.
Jonathan budząc się ze snu, wciąż się śmiał.
Kiedy nadszedł właściwy czas, ojciec powiedział, że wszyscy będą razem. Jonathan musiał czekać.
Ale nie był w tym za dobry.
- Masz dziwną minę.- powiedział Sebastian, przekrzykując muzykę.
Jonathan pochylił się i delikatnie i precyzyjnie powiedział do ucha Sebastiana. - Za tobą -powiedział -Demon na piątej.
Sebastian Verlac obrócił się, a demon w postaci dziewczyny z burzą ciemnych włosów wyszedł pospiesznie od chłopca i zaczął przedzierać sie przez tłum. Jonathan i Sebastian podążali za nim, wychodząc bocznymi drzwiami z napisem WYJŚCIE AWARYJNE napisanym popękanymi, czerwono-białymi literami.
Drzwi doprowadziły do alei, gdzie demon szybko zbiegł i prawie zniknął.
Jonathan skoczył, wystrzeliwując siebie na ścianę naprzeciwko, a używając siłę swojego odbicia, wbił strzałę w głowę demona. Obrócił z powietrzu runiczne ostrze, które ze świstem przecięło powietrze. Demon zamarł wpatrując się w niego. Maska dziewczyny zaczęła powoli znikać i Jonathan mógł dostrzec to co się pod nią kryło, skupione oczy jak u pająka i usta pełne kłów otwarte w wyrazie zaskoczenia. Nic go nie obrzydziło. Posoka, która płynęła w jego żyłach, płynęła także z żyłach demona.
Nie żeby był przepełniony miłosierdziem, czy coś. Uśmiechając się do Sebastiana przez ramię demona, ciął go swoim ostrzem. Przeciął go tak jak kiedyś przeciął swojego manekina, od szyi do pępka. Bulgot krzyku objął całą alejkę jak tylko demon położył się na niej i zniknął, zostawiając parę kropel czarnej krwi plamiących kamienie.
- Na Anioła-  wyszeptał Sebastian Verlac.
Wpatrywał się w Jonathana przez krew i pustą przestrzeń między nimi, a jego twarz była biała. Przez moment był prawie zadowolony, że się bał.
Ale nie ma takiego szczęścia. Sebastian Verlac był głupcem do końca.
- Byłeś niesamowity!- wykrzyknął Sebastian, jego głos drżał, ale był pod wrażeniem. - Nigdy nie widziałam kogoś, kto się tak szybko rusza. Alors, musisz mnie nauczyć jak być tak szybkim. Nigdy nie widziałem, żeby ktoś zrobił tak jak ty.
- Chciałbym ci pomóc.- powiedział Jonathan. - Ale niestety, muszę niedługo iść. Mój ojciec mnie potrzebuje, widzisz. Ma plany. I nie może ich zrobić beze mnie.
Sebastian wyglądał na rozczarowanego. - Oj, no weź. Nie możesz teraz jechać.- namawiał Sebastian. - Polowania z tobą będą jeszcze większą zabawą, mon pote. Musimy to powtórzyć.
- Obawiam się...- Jonathan powiedział do niego, trzymając palcami rękojeść broni -że to będzie niemożliwe.
Sebastian wyglądał na zaskoczonego, gdy Jonathan go zabił. To sprawiło, że Jonathan się zaśmiał: nóż w dłoni i rozdarte gardło Sebastiana pod nim, ciepła krew spływająca po jego palcach.
Ciało Sebastiana nie mogło być znalezione w nieodpowiedniej chwili, wiec Jonathan zadbał o ciało prawie tak, jak pomaga się pijanemu koledze wrócić do domu.
Nie było daleko do małego mostku nad rzeką, delikatnego jak filigranowe lub martwe, łamliwe, spleśniałe kości dziecka. Dźwignął ciało na bok i patrzył jak rozbija się z pluskiem o czarną wodę.
Ciało zatonęło bez śladu i zapomniał on o tym przed zanim odpłynęło w dal. Dostrzegł palce kołyszące się na fali jak gdyby przywrócone do życia, błagające o pomoc albo ostatnie odpowiedzi i przypomniał sobie swój sen- jego siostra i morze krwi. Woda plusnęła na niego, gdy ciało poszło na dno. Chrzcząc go nowym imieniem. On teraz był Sebastianem.
Spacerował wzdłuż mostu do starej części miasta, gdzie żarówki były w kształcie latarni, więcej zabawek dla turystów. Skierował się do hotelu, gdzie zatrzymał się Sebastian Verlac. Wspiął się przez okno i zawłaszczył sobie własność chłopaka. A potem butelka taniej farby do włosów...
Grupka dziewczyn w koktajlowych sukienkach minęła go i jedna z nich posłała mu bezpośrednie spojrzenie. Zamarł.
- Comment tu t'appelles, beau gosse? - zapytała go inna, jej głos był lekko niewyraźny. -Jak się nazywasz, przystojniaku?
- Sebastian- odpowiedział szybko, bez sekundy zastanowienia. Oto, kim teraz jest: kimś, kogo ojciec zaplanował sobie mieć, ktoś kto potrzebował iść drogą, która doprowadzi go do zwycięstwa i Clarissy. - Sebastian Verlac.
Spojrzał na horyzont i pomyślał o szklanych wieżach w Idrisie, pomyślał o nich spowitych w cieniu, ogniu i ruinie. Pomyślał o siostrze czekającej na niego, tam w dalekim świecie.
Uśmiechnął się.
Pomyślał, że fajnie będzie być Sebastianem.



Witam!

Prawdopodobnie wieczorem lub w nocy wstawię przetłumaczone opowiadanie "Jak Jonathan stał się Sebastianem"
A teraz, co sądzicie o oficjalnych 'plakatach' naszych bohaterów w filmie? :)








sobota, 12 stycznia 2013

Pandemonium

Hej,
Jestem w trakcie tłumaczenia kolejnego nieopublikowanego fragmentu. Jest dosyć długi, więc nie wiem, czy znajdę czas w tym tygodniu - jeśli nie, na pewno wstawię go tutaj na początku ferii :)
Zaznaczam, że fragmenty są z oficjalnych bloga lub strony Cassandry Clare.

A w międzyczasie, Pandemonium. Wolicie współczesne czy te z XIX wieku? :)



niedziela, 6 stycznia 2013

Z jednej z opowieści z "Kroniki Magnusa Bane" (The Bane Chronicles), o nazwie "Co właściwie stało się w Peru?"

-Tylko mnie tu nie zostawiaj- powiedział Ragnor -Musisz to obiecać, Bane.
 Magnus uniósł brwi
- Daje ci słowo honoru.
- Mam na myśli to - zwrócił się do niego Ragnor - że cię znajdę. Znajdę jakąkolwiek skrzynkę absurdalnych ubrań, jakie ze sobą weźmiesz. I przyciągnę lamę do każdego miejsca, w którym będziesz spał, i upewnię się, że lama załatwi się na twoje rzeczy.
- Nie ma potrzeby być nieuprzejmym - Powiedział Magnus - Nie martw się. Mogę cię nauczyć każdego słowa, jakie byłoby ci teraz potrzebne. jednym z nich jest ‘fiesta'
 Ragnor się skrzywił.
- Co to miało znaczyć?
- To znaczy 'impreza'. Kolejnym ważnym słowem jest 'juerga' (hiszp. "hulanka")
- Co znaczy te słowo?
Magnus zamilkł.
- Magnus - powiedział Ragnor srogo. - To słowo też znaczy 'impreza'?
 Magnus nie mógł nic poradzić na chytry uśmieszek pojawiający się na jego twarzy.
- Mógłbym przeprosić - powiedział. - Ale i tak nie żałuję.